poniedziałek, 4 sierpnia 2014

W trasie~~ 2-3 sierpnia 2014

Naszą wyprawę na Ukrainę poprzedziła Msza Św., na której Jacek dostał krzyż misyjny, a następnie otrzymaliśmy błogosławieństwo. Na godzinę dwudziestą spakowaliśmy walizki do busika, pożegnaliśmy rodziny i zrobiliśmy pierwsze zdjęcie do albumu. Nasz niepozorny wehikuł mimo braku klimatyzacji posiada swoje prywatne atuty - dużo miejsca, wygodne fotele (szczególnie Jackowy) oraz wspaniałych pasażerów. Oddając się pod opiekę naszym patronom odjechaliśmy. 

Podróż okazała się być bardzo zabawna i przepełniona śmiechem. Rozmawialiśmy na wiele tematów, które pomagały nam się lepiej poznać. Noc minęła szybko i mało kto zdążył się wyspać, dlatego nad ranem zrobiliśmy postój, gdzie mogliśmy spokojnie zaparkować autem i pospać. Chwilka przerwy wystarczyła byśmy odzyskali swe formy i kontynuowali przejażdżkę ku granicy. Na Ukrainę dotarliśmy ok. dziewiątej. Całe szczęście odprawa trwała krótko i mogliśmy skierować koła do Lwowa. Dodając godzinę na naszych zegarkach, spoglądaliśmy na niespotykanie niskie ceny melonów.

Gdy tylko wkroczyliśmy do miasta, udaliśmy się do katedry na Mszę Św.. Po adoracji (odprawianej w pierwsze niedziele miesiąca za pokój na Ukrainie) Najświętszego Sakramentu oglądaliśmy eksponaty związane z Janem Pawłem II, które podarował katedrze jego własny sekretarz - arcybiskup Lwowa. Po odwiedzinach u kantora postanowiliśmy zobaczyć katedrę ormiańską.





Następnie z pustymi żołądkami odnaleźliśmy tradycyjne jedzenie - tatarskie czeburaki i kwas chlebowy. Obkupieni również na targu (gdzie ceny były nieprzeciętnie niskie ) wyruszyliśmy na Cmentarz Łyczakowski, gdzie naturalnie się pogubiliśmy w poszukiwaniach grobu Marii Konopnickiej. Ostatecznie ją odnaleźliśmy, lecz wcześniej odwiedziliśmy Orlęta Lwowskie. 





O godzinie 17 zasiedliśmy na naszych miejscach i wyjechaliśmy do Kamieńca Podolskiego. Ukraina dba o swoich obywateli tak więc funduje im darmowe wstrząsy w fotelach - oczywiście mieliśmy okazję tego doświadczyć. Można było nawet debatować co jest bardziej dziurawe: ser czy drogi. Bramy miasta przekroczyliśmy po 23. Jako że nie mogliśmy znaleźć drogi, ksiądz Jurek wyjechał po nas. Na miejscu czekał na nas ksiądz Tomasz z kolacją. Szybka kąpiel, ostatnie SMSy do domów i szczęśliwie zasnęliśmy w przedszkolnych łóżkach. Tej nocy każdy spał jak zabity.

Marta

2 komentarze:

  1. dzięki za Wasza relację. Cieszę się , że szczęśliwie dotarliście do kamieńca Podolskiego. Życzę wiele sił do paracy.
    Pamiętam w modlitwie
    x. Szymon

    OdpowiedzUsuń
  2. Parafia pamięta i modli się. Szcześć Boże, dzięki za relację.

    OdpowiedzUsuń